Folk Tale

Gołębie

AuthorIgnacy Krasicki
Book TitleBajki i przypowieści
Publication Date1779
LanguagePolish
OriginPoland

Dwa gołębie razem żyły, I szczęśliwe z sobą były. Jeden się zwał Bezendech, Newazendech drugi. W jednem jadły korytku, z jednej piły strugi,

Razem po polach bujały, Razem do domu wracały. Zgoła czy w wieczór, czy rano, Zawsze je razem widziano. Nie masz w świecie rzeczy stałej. Zażyłości poufałej Nie najdłuższe było trwanie. Mimo prośby, odradzanie Rezendech chciał świat odwiedzić, Uprzykrzyło się na miejscu siedzieć. I poleciał....Miło było, Co obaczył, to bawiło. Gdzie siadł, nowe widowiska. Wtem, gdy już noc była bliska, A odpocząć sam gdzie nie wie: Usiadł na drzewie. Nadeszła burza, grad i ulewa, Spuścił się z wierzchołka drzewa, I tak jeszcze gorzej było. Wspomniał sobie, jak miło Spokojnej chwili używać, W gołębniku odpoczywać. Po smutnej porze Nastały zorze. Deszcz, grad, grzmoty ustały, Wskróś przemokły, zmartwiały, Widząc już rzeczy postać okazalszą, Otrzepawszy skrzydełka, wziął lot w drogę dalszą. A gdy coraz nowemi widoki się cieszy, Postrzegł, że ktoś za nim spieszy, Był to jastrząb w pędzie lotny. Gołąb zwrotny

Jak mógł uciekał....w tem orzeł z góry Straszny pazury Padł na jastrzębia....i gdy walczyli, Korzystając z dobrej chwili, Przecię tę miał pociechę, Iż się dostał pod strzechę. Nazajutrz gdy dzień nastał pogodny, Lekki, bo głodny, Postrzegł gołębia, a on się pasie. I to zda się, Pomyślał sobie, więc się z nim wita, Strawa obfita Potrzebna zdrowiu Na pogotowiu. Nie długo myśląc, jął się do jadła, Wtem sieć zapadła, I wraz z kolegą został w więzieniu. Gdy więc w srogiem utrapieniu Płakał stroskany, Postrzegł, iż tamten był uwiązany. Więc mu złorzeczył mądry po stracie, A on — nie krzycz bracie! Płacz tu i krzyk niepomoże. Jakeś wpadł, tak siedź nieboże. I mnie się to przydało. Lecz poweźmy myśl wspaniałą, Kto wie, czy wspólni Nie będziem wolni. — Jakoż tyle pracowali, Iż się z więzów wydostali, I każdy w swoją poleciał stronę. Bezendech kontent, iż miał ochronę,

Nie mówiąc nic nikomu, Powędrował do domu. Już widział z bliska Miłe siedliska. Już do swojego domku się spieszył, Gdy strzelec skrzydło strzałą wskróś przeszył. Wpadł w studnię i ostatnia ginęła otucha, Szczęściem niespodziewanem studnia była sucha. Więc kiedy się ocucił, A do lotu jak mógł powrócił, A raczej gdy sił zdobywał, Ponad ziemię podlatywał Pełen wesela, Znalazł dóm i przyjaciela. A doznawszy, jak podróż i trudzi i smuci, Przysiągł, iż więcej do niej nie powróci.


Text viewBook